- Starożytne przekazy uczą, że wszystko - całe życie można
ująć w zaledwie 5 zasad:
- zważaj
na swoje myśli,
gdyż przemieniają się one w słowa,
- zważaj
na swoje słowa, gdyż przemieniają się one w czyny,
- zważaj
na swoje czyny, gdyż przemieniają się one
w nawyki,
- zważaj
na swoje nawyki, gdyż te
przemieniają
się
w twój charakter,
- poznaj siebie, swój charakter, gdyż on jest twoim losem.
Gdybyśmy byli nauczeni albo też sami dążyli do prowadzenia życia bazującego o tych 5 prostych zasad, nie narażalibyśmy siebie samych a także naszych bliźnich na tak wiele cierpień.
- Z tego właśnie
punktu widzenia, jako ludzie budzący się do życia w świadomości bezinteresownej, bezwarunkowej miłości zajmiemy się tutaj pobieżnie tematem chorób,
które - jak wielu wierzy - spadły na nich jak grom z jasnego nieba.
... że co?... że Święta Bożego Narodzenia? ... że to nie
w porę, że to nie temat na Boże Narodzenie i nadchodzący Nowy Rok?
Przed 2000 ziemskich lat Boska Miłość wrodziła się w ludzkie ciało na Bliskim Wschodzie - największy z proroków wszechczasów i uzdrowiciel i dał nam przykład swoim życiem w materii, JAK ZACHOWUJE SIĘ BOSKA MIŁOŚĆ PRZEBYWAJĄC JAKO PRZECHODZIEŃ NA MATERII.
MY JESTEŚMY W RZECZYWISTOŚCI BOSKA MIŁOŚCIĄ, KTÓRA CHCE SIĘ ODRODZIĆ W NAS, A TE ŚWIĘTA MOGĄ STANOWIĆ OKAZJĘ, BY TEMU PROCESOWI
Ś W I A D O M I E - Z PREMEDYTACJĄ - POMÓC. bOŻA
KTO
PONOSI WINĘ
ZA
MOJĄ CHOROBĘ?
Choroby nie spadają z nieba i nie są karą Bożą. Oczywiście działają
też wirusy
i zarazki, które
mogą coś popsuć w organizmie, ale tylko
wtedy, gdy mają
pożywkę, inaczej mówiąc: gdy układ
odpornościowy jest już
dość
osłabiony,
a przy tym musi uprzednio zaistnieć pożywka duchowa. Bóg nigdy nikogo nie karze.
Wszystko, co nas spotyka, stanowi następstwo naszych własnych,
wcześniejszych działań.
Zgodnie z analogią: co wewnątrz, tak na zewnątrz, materialne ciało
jest lustrzanym odbiciem duszy. Jej dysharmonia odzwierciedla sięjako
odpowiednik w dysharmonii fizycznej. W przypadku przeżytych wewnętrznie kłopotów również fizyczne
ciało
zacznie się
martwić
i objawi to poprzez chorobę.
Nie możemy zatem zwalczać chorób środkami o działaniu
zewnętrznym, poniewa tak zwane „choroby”
są w gruncie rzeczy zjawiskiem nam przyjaznym; chcą nam coś zasygnalizować.
- Działa tutaj prawo wiru: im bardziej boimy się
jakiejś choroby - tym szybciej na nią zapadamy.
Im usilniej chorobę zwalczamy, tym bardziej się ona pogłębia.
A im bardziej chcemy się jej pozbyć, tym dłużej nas nęka. Ale jeżeli pojmiemy jej duchowe
przesłanie,
to ustąpi
ona sama przez się
–
właśnie, dlatego, że nie jest w nas po to, aby nam szkodzić,
a po prostu z bezinteresownej przyjaźni.
Choroba chce nam po przyjacielsku poradzić, żebyśmy się zmienili, żebyśmy uświadomili sobie, że zatrzymaliśmy się na ścieżce
naszego duchowego rozwoju.
Choroba nie jest więc naszym wrogiem, lecz informatorem.
Choroby nie istnieją;
istnieją tylko chore dusze i chorzy z tego powodu ludzie!
Posłużmy się
następującym
przykładem: alkoholik znalazł sięw takim stanie, że
jego organizm wkrótce
odmówi posłuszeństwa. Jego wątroba niebawem wysiądzie,
ale chwilowo… pacjent czuje się
jeszcze dobrze. Ma też alibi: „Mój ojciec też pił,
a w tym roku skończył
96 lat, więc ja będę
też życ tak samo długo jak on. Nasz
przyjaciel-alkoholik wypowiada takie i podobne zapewnienia, gdyż
nie chce się przyznać przed samym sobą, że już uzależnił się od alkoholu i że
jest na najlepszej drodze do wyniszczenia także
swojego organizmu, bowiem swój rozum zdążył już częściowo przepić.
Wymyślił
sporo różnych
wymówek, ale, choć
to ukrywa, wie, co się
z nim dzieje. Jeszcze nie jest jednak gotowy do
przyjęcia bezwarunkowej pomocy,
ponieważ nie jest gotowy do podjęcia jakichkolwiek
decyzji.
Zniszczoną przez alkohol wątrobę można, jak wiadomo, zastąpić nową, z jakiejś świeżej dostawy. (Handel narządami jest lukratywny.
D> Rockefeller wymieniał sobie serce sześć (!) razy, albo leczyć się
nowym super preparatem farmaceutycznym, który sprawia, że komórki wątroby niezwykle szybko
się
regenerują.
Pacjent może
również
wybrać
się
do któregoś
z naszych super uzdrowicieli, a zostanie uwolniony od choroby poprzez przyłożenie ręki w okolice wątroby.
Nasuwają się tu oczywiście pewne pytania: jak spontaniczny
powrót do normy podziałałby
na naszego przyjaciela z chorobą
alkoholową?
Czy wyleczenie skłoniłoby
go do zmiany sposobu myślenia i rezygnacji z
alkoholu?
Na pewno nie. Gdy tylko wątroba zacznie znów
funkcjonować,
będzie
on dalej pił bez umiaru, a jego anioł
stróż
powyrywa sobie loczki z głowy. Nie pomogły
bowiem anielskie przestrogi, apele do sumienia, komentarze ze strony przyjaciół
i znajomych...
Ten człowiek nie chciał
posłuchać ani głosu
wewnętrznego,
ani z zewnątrz
i celu swego życia
w obecnym wcieleniu pewno nie osiągnie.
Co mu pomoże?
Pomoże
więc
tylko silny wstrząs -
szok. Jego wątroba
najprawdopodobniej zastrajkuje, co będzie bolesnym ciosem.
Ona już zresztą opuściła go, bo coraz częściej nie przebierał
w słowach i - co gorsza – tracił kontrolę nad swoją
agresją. Leży więc
teraz osamotniony w szpitalu, bo przecież przyjaciele z
knajpy nigdy nie byli jego prawdziwymi przyjaciółmi,
co teraz wreszcie do niego dotarło. Teraz w szpitalu ma czas na refleksje.
Niewykluczone, że
dojdzie do wniosku, że nadużywanie alkoholu wywołały jego lęki. Dopiero gdy dostrzeże przyczynę,
będzie
mógł odzyskać
zdrowie.
- Czy choroba jest zatem dobrem, czy złem?
- Czyż
zniszczona wątroba nie chce wskazać
pacjentowi właściwej drogi życia
– wiodącej do życia wiecznego?
Ale… w dzisiejszych czasach można ją – o ile nas na to stać - po
prostu zastąpić ją nową, być może nawet sztuczną wątrobą…
- Czy odzyskanie zdrowia jest możliwe bez zmiany sposobu
(modelu) myślenia?
Choroba jest obrazem malowanym przez duszę na płótnie zwanym ziemskim ciałem.
Za każdą chorobą kryje się tajemne przesłanie
duszy; tak jest w przypadku niegroźnego
kataru jak i w przypadku raka. Choroba nie chce być zwalczana.
Choroba chce żebyśmy zrozumieli jej przesłanie
i zaczęli
inaczej myśleć
nas samych i o życiu w ogóle; chce żebyśmy zaczęli
inaczej postępować, a wtedy ukaże się
jej cel i sens i symptom zniknie, gdyż nie będzie już
przyczyny.
Co mamy na myśli, mówiąc
o tajemnym przesłaniu duszy?
Postaram się zobrazować
to pokrótce kilkoma przykładami:
- Oczy stanowią
narząd
zmysłu,
który służy nam do postrzegania świata, narząd z pomocą
którego widzimy świat. W przypadku zakłóceń
funkcjonowania oczu należałoby
zapytać o to, czego nie chcemy widzieć,
czego nie chcemy widzieć
takim, jakim to jest faktycznie? Albo postawią inne pytanie: co irytuje nas tak
bardzo, że
nie chcemy już
tego widzieć?
Powiedzenie „miłość zaślepia”, a także pewne zamglenie wzroku kieruje nas
ku tej samej konkluzji. Widzimy rzeczy niewyraźnie,
nieostro, nie takimi, jakie faktycznie są. Wzrok jest zamglony, a okulary stanowią jakby protezy, pozwalające nam przejść do porządku dziennego nad własnym
sposobem nierzetelnego widzenia, nad niechęcią do postrzegania rzeczywistości. Usprawiedliwione byłoby
więc postawienie
pytania:
c z e g o nie
chce widzieć
człowiek z wadą
wzroku?
- Czy krótkowidzowi brakuje dalekowzroczności?
- Czy często skarży się na to, że pewnych rzeczy już nie widzi?
- Czyżby
sam siebie zaprogramował?
- A
może
mówi po prostu prawdę, tę prawdę
mianowicie, że
stworzył sobie pewien obraz świata
i że trzyma
się go kurczowo i broni go, i
że wypiera realia ze swej świadomości i nie chce ich
dostrzegać i
nie ma ochoty przypatrzeć się
im z bliska?
To, że
kiepski wzrok nie wynika z kiepskiego stanu oczu - z choroby - chciałbym
objaśnić
za pomocą bardzo przekonującego przykładu.
Pewien znany niemiecki hipnoterapeuta prowadząc seminarium z zakresu regresji
hipnotycznej, umożliwił przeżyć dzieciństwo uczestnikowi noszącemu silne okulary.
Mężczyzna
położył się na kozetce, zdjął
okulary i przymknął
oczy. Hipnoterapeyta powrócił razem z nim do jego
dziesiątego roku życia, gdy – jak opowiedział
terapeucie – nie potrzebował jeszcze okularów. Mężczyzna w stanie hipnozy
wysławiał się
inaczej i używał słownictwa
typowego dla dziesięciolatka;
przedstawił sytuację rodzinną,
wspomniał o kolorowej tapecie w sypialni i innych rzeczach.
Następnie
terapeuta wręczył mu książkę i poprosił go
o przeczytanie jakiegoś fragmentu. Mężczyzna,
który znajdował się nadal w stanie hipnozy,
zaczął
– oczywiście
bez okularów
– czytać
bezbłędnie
tak, jak czytał jako dziesięciolatek, jeszcze nieposiadający okularów. Dla
publiczności
było to wręcz fascynujące.
Gdy mężczyzna
odczytał fragment książki do końca, hipnotyzer sprowadził
go z powrotem do teraźniejszości, poprosił,
żeby wstał z kozetki i odczytał
ów fragment jeszcze raz! Teraz
mężczyzna
stwierdził, że z trudem odczytuje litery i potrzebuje założyćswoje okulary.
–
Dlaczego? – Spyta spytał go terapeuta.
- Ponieważmam kiepski ma wzrok – wyjaśnił uczestnik seminarium.
Widzowie byli zaskoczeni. Nieco wcześniej poinformowano ich, że słaby
wzrok mężczyzny
nie ma związku
z jego oczami, bo przecie czytał z ich pomocą,
lecz przyczyną jest „sposób
patrzenia”.
Słaby wzrok spowodowały
poglądy
i zapatrywania tego człowieka, jego sposób widzenia świata
i własnego w nim miejsca, sposób ewaluacji,
dostrzegania dobra i potępiania
zła! Mając
otwarte, niezatrute i wolne od ograniczeń
serce dziesięciolatka,
widząc
wszystko tak, jak tamten chłopiec, mężczyzna potrafił
swobodnie odczytać fragment książki, chociaż
jego oczy były
wciąż te same.
Starszy mężczyzna nie potrafił tego,
ponieważ
jego obraz świata ukształtował się
pod wpływem wielu wydarzeń, konfliktów i rozczarowań. Chodzi tu więc o to, co patrzy spoza
oczu [i okularów] – o duszę
znajdującą
się w ludzkim ciele i będącą nieśmiertelnym, duchowym aspektem człowieka. Zastanówmy się nad tym!
A co mówią nam uszy?! Znowu przyda się język (ludowy): nie mogę już tego słuchać, trzeba mieć
oczy i uszy otwarte, wysłuchać kogoś, słuchać
czyichś rad, okazywać
posłuszeństwo i tylko posłuszeństwo.
Mamy tu takie zwroty, które
dość
wyraźnie
wskazują
na istotę
problemu pogarszania sięsłuchu: dotknięci tym ludzie nie chcą
się wsłuchiwać
w siebie,
nie chcą dawać
posłuchu
wewnętrznemu
głosowi, zamykają się w sobie, nie znoszą krytyki, nie chcą okazywać posłuszeństwa
w obliczu Boskiego Prawa. Po prostu puszczają
mimo uszu to, czego wolą
nie słyszeć,
tego, co im nie odpowiada, tego, co im niewygodne. Często cechuje takich ludzi
skłonność do wysokiego mniemania
o sobie i konserwatyzm w sferze poglądów.
Niewykluczone jednak, że niedosłyszenie
takie – w pewnej mierze – jest sposobem ochrony
wewnętrznej
wrażliwości w obliczu panującego dziś, nadmiernego hałasu.
Bóle głowy świadczą
o tym, że ktoś
łamie sobie nad czymś głowę.
Komus innemu ktoś coś
haka do głowy.
Ten i ów działa
bez głowy. Komuś ktoś zawraca w głowie. Człowiek
cierpiący na ból głowy jest często bardzo ambitny i próbuje przebić
głową
mur. Może
się
też
zdarzyć,
że
komuś
uderzy woda sodowa do głowy.
Kto przeciąża głowę albo pracuje ponad miarę, ten traci równowagę (między sercem i głową).
Ból głowy wskazuje na to, że
myślenie
danej osoby jest niewłaściwe,
skoro łamie ona sobie głowę czymś,
co nie ma żadnego znaczenia; skoro chce się
ze wszystkich stron zabezpieczyć,
skoro wciąż
coś
rozważa
– tak długo, aż
rozsadza jej to czaszkę.
A oto inne zwroty zaczerpnięte
z języka
ludowego, w których pojawiają
się
nasze narządy:
coś
leży
na wątrobie,
plujemy żółcią,
a wtedy trzeba by się
nauczyć
tłumienia własnej agresji,
kto zaś jest bez serca, ten szkodzi temu właśnie narządowi.
Nasuwają się tu kolejne pytania:
- czy zawsze słuchamy głosu
serca? - jakie znaczenie mają w naszym życiu
uczucia?
Powinniśmy też być świadomi tego, że gdy czyjeś zachowanie działa nam na nerwy - odbija
się to
na naszym układzie nerwowym. Człowiek, który cierpi na choroby skóry, mógłby
się zastanowi, kto zalazł mu
za skórę.
Człowiek przeziębiony ma wszystkiego (a
szczególnie tego zimnego świata
po dziurki w nosie. Przez żołądek
można
trafić
do czyjegoś serca, co może doprowadzić do chorób żołądka? Gdy ktoś robi w portki ze
strachu, widać,
że
to jelita są
katalizatorami lęków.
Przeważnie chodzi tu o pieniądze.
Może
się
ich spodziewać
ktoś,
kto wdepnął…
w g.
Zaparcia natomiast świadczą o niechęci pozbywania się czegokolwiek i o tym, że ktoś nie chce niczego z
siebie dać,
nie chce niczego wypuszczać, bo jest po prostu skąpy.
Człowiek, który innemu wchodzi w tyłek,
zostawia swój
kręgosłup (nie tylko moralny) w
szatni; chodzi mu to, żeby
dalej niż inni zajść w życiu (doczesnym ma się rozumieć). Taki człowiek ukrywa
swoją prawdziwą osobowość i woli nie pokazywać
w tym świecie, na co go stać.
Itd., itp
Dusza transmituje sygnały,
tworzy obrazy i komunikaty, które wysyła w postaci tak zwanych chorób,
a sygnałami
i komunikatami przesyłanymi nam przez życie są wypadki. Apelują one do nas, gdy
zbaczamy z właściwej, czyli z wewnętrznej drogi. Wówczas tracimy
panowanie nad kierownicą,
wypadamy z trasy, wpadamy w poślizg,
kogoś
potrącamy
albo lądujemy
w rowie. Złamanie kości
jest odpowiednikiem załamania, powodującego
przerwanie tego, co robiliśmy,
jak postępowaliśmy do tej pory. Choroba
zawsze zmusza nas do szczerości i wydobywa na jaw wszystko to, co chętnie wyparlibyśmy z naszej świadomości. Jeżeli takie podejście do zjawiska zwanego
chorobą zainteresowało Czytelników, to polecam - jako wartościową
lekturę
– książki
autorstwa wspaniałego
psychoterapeuty, doktora Thorwalda Dethlefsena, doktora Rüdigera
Dahlke, doktora Manfreda Doeppa i/lub Louise Hay.
Istnieją jednak także choroby zależne od karmy. Zanim
dochodzi do inkarnacji, projektujemy, na ogół zarazem z tymi pozytywnymi duchami, członkami
naszych kosmicznych rodzin, którzy nam towarzyszą – z tak zwanymi aniołami
stróżami
– wzorzec naszego życia. Wzorzec ten mieści w sobie choroby
wrodzone, jak i te, które pojawią się później po to, by nas skierować na właściwą
drogę,
by aby użyć tu
religijnego pojęcia, pomóc nam nawrócić się, gdy oddalamy się od wzorca naszego życia.
Ponadto istnieją i takie choroby, które określa się jako zależne od karmy. Oznacza to,
iż
w jednej z wcześniejszych
inkarnacji np. torturowaliśmy
kogoś, może kogoś dręczyliśmy tygodniami kapiąc mu po jednej kropli
wody na głowę i dlatego w obecnym życiu cierpimy z powodu migreny,
by móc odczuć,
jaką
krzywdę
wyrządziliśmy bliźniemu.
Albo mogliśmy pozbawić wroga oczu, porazić
go ślepotą
i z tej przyczyny wróciliśmy
na ten świat
ślepi
lub tracimy wzrok w wypadku. Coś takiego mogło się
zdarzyć. Może się jednak okazać, że w przypadku choroby
zależnej
od karmy powrót do zdrowia nie będzie możliwy, ponieważ wcielona dusza chce
zrekompensować
szkodę,
którą wyrządziła komuś w przeszłości. Wyobraźmy to sobie:
w gazecie czytamy o bestialskim morderstwie popełnionym
przez mężczyznę, który wykorzystał
seksualnie kilkoro dzieci, po czym młotkiem rozbił
im głowy. Czy czujemy współczucie dla sprawcy? Czy budzi się w
nas miłosierdzie?
Czy też życzymy sprawcy
wszystkiego najgorszego? „Takiemu to należy”…
Czyż nie życzymy mu kary?
Przyjmijmy, że tamten człowiek
za kilka lat ginie w wypadku drogowym.
W takim stanie świadomości nie może zostać przyciągnięty
przez sfery czystego ducha, czystej kosmicznej świadomości i rodzi się
ponownie w świecie
materii – na Ziemi. Dzieciątko
które przyszło
na świat
od chwili narodzin ma zniekształconą
twarz i… nie widzi na jedno oko.
Wyobraźcie sobie teraz, że jesteście lekarzami, albo
terapeutami, do których żyjąca w niewiedzy matka przyprowadza to biedne
dziecko, a w rzeczywistości…
brutalnego gwałciciela
i dzieciobójcę. Ty jako
lekarz, a zarazem człowiek o zdolnościach medialnych, jasnowidzący widzisz z
kim masz do czynienia.
- Co przychodzi ci do głowy w takiej sytuacji?
- Czy to Bóg ukarał tę duszę?
- Czy to życie
skazało
człowieka na życie z taka skazą?
- Czy to
błąd
w naturze takie zniekształcenie twarzy?
- Czy jest to sprawiedliwe?
- A gdzie Boskie miłosierdzie?
To matrix. Życie doczesne
jest osobistą matrycą, która zaprogramowana uprzednio doczekuje
się
realizacji.
oPowyższy
przykład jest przykładem wymyślonym
i nie należy
pochopnie wyciąga
wniosku, że każdy
niepełnosprawny był przeszłości brutalnym
mordercą.
Może
zdarzyć się też tak, że ów dzieciobójca ma w nowym wcieleniu rodzinę
troje prześlicznych
dzieci, które jednak pewnego dnia zostaną zamordowane przez pedofila-mordercę, a ich ziemski ojciec
odczuje w swoim sercu to, co posiał, to, co czuli rodzice
dzieci zamordowanych przez niego w przeszłości.
Wstrzymujmy się przed wyciąganiem pochopnych wniosków. Niepełnosprawność
albo zniekształcenie twarzy nie musi od razu oznaczać, że dana osoba jest czy też była
(we wcześniejszym życiu)
złym
człowiekiem.
Realność takich przypadków jest jednak
potwierdzona nie tylko przez jasnowidzące media, potwierdzi ją każdy hipnoterapeuta
prowadzący
t.zw. regresje hipnotyczne. Takie tragedie często wychodzą na jaw właśnie
podczas seansów
albo w trakcie terapii, co jest zgodne z powszechnie znanym
prawem przyczyny i skutku: Co posiejesz, to pozbierasz.
Przedstawiony tu sposób patrzenia na sprawiedliwość życiową
pozwala zrozumie, że
zjawisko zwane chorobą
straciłoby sens, gdyby można
je wyeliminować nie bacząc na przyczyny. Prawdziwe
uzdrowienie (nie zaleczenie) jest możliwe tylko wtedy, gdy rozumiemy chorobę
jako swoisty komunikat niesiony przez tak zwane symptomy i gdy pacjent stara się – na ile to możliwe - rozwiązać
dany konflikt, zadość uczynić, wybaczyć(sobie lub bliźniemu), poprosić o
wybaczenie, naprawić to, co jeszcze naprawić można i nie popełniać
już więcej
uczynków, które powodują chorobę i kalectwo. „Idź i nie grzesz już
więcej”.