HOLOPATIA

HOLOPATIA

środa, 23 grudnia 2015

Boże narodzenie to proces mający zajść w nas

- Starożytne przekazy uczą, że wszystko - całe życie można

ująć w zaledwie 5 zasad:

- zważaj na swoje myśli, gdyż przemieniają się one w słowa,
- zważaj na swoje słowa, gdyż przemieniają się one w czyny,
- zważaj na swoje czyny, gdyż przemieniają się one
  w nawyki,
- zważaj na swoje nawyki, gdyż te przemieniają się w twój charakter,
- poznaj siebie, swój charakter, gdyż on jest twoim losem.

Gdybyśmy byli nauczeni albo też sami dążyli do prowadzenia życia bazującego o tych 5 prostych zasad, nie narażalibyśmy siebie samych a także naszych bliźnich na tak wiele cierpień.
- Z tego właśnie punktu widzenia, jako ludzie budzący się do życia w świadomości bezinteresownej, bezwarunkowej miłości zajmiemy się tutaj pobieżnie tematem chorób, które - jak wielu wierzy - spadły na nich jak grom z jasnego nieba.

... że co?...  że Święta Bożego Narodzenia? ... że to nie
w porę, że to nie temat na Boże Narodzenie i nadchodzący Nowy Rok?
Przed 2000 ziemskich lat Boska Miłość wrodziła się w ludzkie ciało na Bliskim Wschodzie - największy z proroków wszechczasów i uzdrowiciel i dał nam przykład swoim życiem w materii, JAK ZACHOWUJE SIĘ BOSKA MIŁOŚĆ PRZEBYWAJĄC JAKO PRZECHODZIEŃ NA MATERII.
MY JESTEŚMY W RZECZYWISTOŚCI BOSKA MIŁOŚCIĄ, KTÓRA CHCE SIĘ ODRODZIĆ W NAS, A TE ŚWIĘTA MOGĄ STANOWIĆ OKAZJĘ, BY TEMU PROCESOWI
Ś W I A D O M I E   - Z PREMEDYTACJĄ - POMÓC. bOŻA 


KTO PONOSI WINĘ
ZA MOJĄ CHOROBĘ?
Choroby nie spadają z nieba i nie są karą Bożą. Oczywiście działają też wirusy i zarazki, które mogą coś popsuć  w organizmie, ale tylko wtedy, gdy mają pożywkę, inaczej mówiąc: gdy układ odpornościowy jest już dość osłabiony, a przy tym musi uprzednio zaistnieć pożywka duchowa. Bóg nigdy nikogo nie karze. Wszystko, co nas spotyka, stanowi następstwo naszych własnych, wcześniejszych działań.
Zgodnie z analogią: co wewnątrz, tak na zewnątrz, materialne ciało jest lustrzanym odbiciem duszy. Jej dysharmonia odzwierciedla sięjako odpowiednik w dysharmonii fizycznej. W przypadku przeżytych wewnętrznie kłopotów również fizyczne ciało zacznie się martwić i objawi to poprzez chorobę.
Nie możemy zatem zwalczać chorób środkami o działaniu zewnętrznym, poniewa tak zwane „choroby” są w gruncie rzeczy zjawiskiem nam przyjaznym; chcą nam coś zasygnalizować.
- Działa tutaj prawo wiru: im bardziej boimy się jakiejś choroby - tym szybciej na nią zapadamy.
Im usilniej chorobę zwalczamy, tym bardziej się ona pogłębia. A im bardziej chcemy się jej pozbyć, tym dłużej nas nęka. Ale jeżeli pojmiemy jej duchowe przesłanie, to ustąpi ona sama przez się
właśnie, dlatego, że nie jest w nas po to, aby nam szkodzić, a po prostu z bezinteresownej przyjaźni. Choroba chce nam po przyjacielsku poradzić, żebyśmy się zmienili, żebyśmy uświadomili sobie, że zatrzymaliśmy się na ścieżce naszego duchowego rozwoju.
Choroba nie jest więc naszym wrogiem, lecz informatorem. Choroby nie istnieją; istnieją tylko chore dusze i chorzy z tego powodu ludzie!
Posłużmy się następującym przykładem: alkoholik znalazł sięw takim stanie, że jego organizm wkrótce odmówi posłuszeństwa. Jego wątroba niebawem wysiądzie, ale chwilowo… pacjent czuje się jeszcze dobrze. Ma też alibi: „Mój ojciec też pił, a w tym roku skończył 96 lat, więc ja będę też życ tak samo długo jak on. Nasz przyjaciel-alkoholik wypowiada takie i podobne zapewnienia, gdyż nie chce się przyznać przed samym sobą, że już uzależnił się od alkoholu i że jest na najlepszej drodze do wyniszczenia także swojego organizmu, bowiem swój rozum zdążył już częściowo przepić. Wymyślił sporo różnych wymówek, ale, choć to ukrywa, wie, co się z nim dzieje. Jeszcze nie jest jednak gotowy do przyjęcia bezwarunkowej pomocy, ponieważ nie jest gotowy do podjęcia jakichkolwiek decyzji.
Zniszczoną przez alkohol wątrobę można, jak wiadomo, zastąpić nową, z jakiejś świeżej dostawy. (Handel narządami jest lukratywny. D> Rockefeller wymieniał sobie serce sześć (!) razy, albo leczyć się nowym super preparatem farmaceutycznym, który sprawia, że komórki wątroby niezwykle szybko się regenerują. Pacjent może również wybrać się do któregoś z naszych super uzdrowicieli, a zostanie uwolniony od choroby poprzez przyłożenie ręki w okolice wątroby.
Nasuwają się tu oczywiście pewne pytania: jak spontaniczny powrót do normy podziałałby na naszego przyjaciela z chorobą alkoholową? Czy wyleczenie skłoniłoby go do zmiany sposobu myślenia i rezygnacji z alkoholu?
Na pewno nie. Gdy tylko wątroba zacznie znów funkcjonować, będzie on dalej pił bez umiaru, a jego anioł stróż powyrywa sobie loczki z głowy. Nie pomogły bowiem anielskie przestrogi, apele do sumienia, komentarze ze strony przyjaciół i znajomych...
Ten człowiek nie chciał posłuchać ani głosu wewnętrznego, ani z zewnątrz i celu swego życia w obecnym wcieleniu pewno nie osiągnie.
Co mu pomoże?
Pomoże więc tylko silny wstrząs - szok. Jego wątroba najprawdopodobniej zastrajkuje, co będzie bolesnym ciosem.
Ona już zresztą opuściła go, bo coraz częściej nie przebierał w słowach i - co gorsza – tracił kontrolę nad swoją agresją. Leży więc teraz osamotniony w szpitalu, bo przecież przyjaciele z knajpy nigdy nie byli jego prawdziwymi przyjaciółmi, co teraz wreszcie do niego dotarło. Teraz w szpitalu ma czas na refleksje. Niewykluczone, że dojdzie do wniosku, że nadużywanie alkoholu wywołały jego lęki. Dopiero gdy dostrzeże przyczynę, będzie mógł odzyskać
zdrowie.
- Czy choroba jest zatem dobrem, czy złem?
- Czyż zniszczona wątroba nie chce wskazać pacjentowi właściwej drogi życia – wiodącej do życia wiecznego?
Ale… w dzisiejszych czasach można ją – o ile nas na to stać - po prostu zastąpić ją nową, być może nawet sztuczną wątrobą
- Czy odzyskanie zdrowia jest możliwe bez zmiany sposobu (modelu) myślenia?
Choroba jest obrazem malowanym przez duszę na płótnie zwanym ziemskim ciałem.
Za każdą chorobą kryje się tajemne przesłanie duszy; tak jest w przypadku niegroźnego kataru jak i w przypadku raka. Choroba nie chce być zwalczana.
Choroba chce żebyśmy zrozumieli jej przesłanie i zaczęli inaczej myśleć nas samych i o życiu w ogóle; chce żebyśmy zaczęli inaczej postępować, a wtedy ukaże się jej cel i sens i symptom zniknie, gdyż nie będzie już przyczyny.
Co mamy na myśli, mówiąc o tajemnym przesłaniu duszy?
Postaram się zobrazow to pokrótce kilkoma przykładami:
- Oczy stanowią narząd zmysłu, który służy nam do postrzegania świata, narząd z pomocą którego widzimy świat. W przypadku zakłóceń funkcjonowania oczu należałoby zapytać o to, czego nie chcemy widzieć, czego nie chcemy widzieć takim, jakim to jest faktycznie? Albo postawią inne pytanie: co irytuje nas tak bardzo, że nie chcemy już tego widzieć? Powiedzenie „miłość zaślepia, a także pewne zamglenie wzroku kieruje nas ku tej samej konkluzji. Widzimy rzeczy niewyraźnie, nieostro, nie takimi, jakie faktycznie są. Wzrok jest zamglony, a okulary stanowią jakby protezy, pozwalające nam przejść do porządku dziennego nad własnym sposobem nierzetelnego widzenia, nad niechęcią do postrzegania rzeczywistości. Usprawiedliwione byłoby więc postawienie pytania:
c z e g o  nie chce widzieć człowiek z wadą wzroku?
- Czy krótkowidzowi brakuje dalekowzroczności?
- Czy często skarży się na to, że pewnych rzeczy już nie widzi?
- Czyżby sam siebie zaprogramował?
- A może mówi po prostu prawdę, tę prawdę mianowicie, że stworzył sobie pewien obraz świata i że trzyma się go kurczowo i broni go, i że wypiera realia ze swej świadomości i nie chce ich dostrzegać i nie ma ochoty przypatrzeć się im z bliska?
To, że kiepski wzrok nie wynika z kiepskiego stanu oczu - z choroby - chciałbym objaśnić za pomocą bardzo przekonującego przykładu. Pewien znany niemiecki hipnoterapeuta prowadząc seminarium z zakresu regresji hipnotycznej, umożliwił przeżyć dzieciństwo uczestnikowi noszącemu silne okulary.
Mężczyzna położył się na kozetce, zdjął okulary i przymknął oczy.  Hipnoterapeyta powrócił razem z nim do jego dziesiątego roku życia, gdy jak opowiedział terapeucie – nie potrzebował jeszcze okularów. Mężczyzna w stanie hipnozy wysławiał się inaczej i używał słownictwa typowego dla dziesięciolatka; przedstawił sytuację rodzinną, wspomniał o kolorowej tapecie w sypialni i innych rzeczach.
Następnie terapeuta wręczył mu książkę i poprosił go o przeczytanie jakiegoś fragmentu. Mężczyzna,
który znajdował się nadal w stanie hipnozy, zaczął oczywiście bez okularów czytać bezbłędnie tak, jak czytał jako dziesięciolatek, jeszcze nieposiadający okularów. Dla publiczności było to wręcz fascynujące. Gdy mężczyzna odczytał fragment książki do końca, hipnotyzer sprowadził go z powrotem do teraźniejszości, poprosił, żeby wstał z kozetki i odczytał ów fragment jeszcze raz! Teraz mężczyzna stwierdził, że z trudem odczytuje litery i potrzebuje założyćswoje okulary.
Dlaczego? – Spyta spytał go terapeuta.
- Ponieważmam kiepski ma wzrok – wyjaśnił uczestnik seminarium.
Widzowie byli zaskoczeni. Nieco wcześniej poinformowano ich, że słaby wzrok mężczyzny nie ma związku z jego oczami, bo przecie czytał z ich pomocą, lecz przyczyną jest sposób patrzenia. Słaby wzrok spowodowały poglądy i zapatrywania tego człowieka, jego sposób widzenia świata i własnego w nim miejsca, sposób ewaluacji, dostrzegania dobra i potępiania zła! Mając otwarte, niezatrute i wolne od ograniczeń serce dziesięciolatka, widząc wszystko tak, jak tamten chłopiec, mężczyzna potrafił swobodnie odczytać fragment książki, chociaż jego oczy były wciąż te same.
Starszy mężczyzna nie potrafił tego, ponieważ jego obraz świata ukształtował się pod wpływem wielu wydarzeń, konfliktów i rozczarowań. Chodzi tu więc o to, co patrzy spoza oczu [i okularów] – o duszę znajdującą się w ludzkim ciele i będącą nieśmiertelnym, duchowym aspektem człowieka. Zastanówmy się nad tym!
A co mówią nam uszy?! Znowu przyda się język (ludowy): nie mogę już tego słuchać, trzeba mieć oczy i uszy otwarte, wysłuchać kogoś, słuchać czyichś rad, okazywać posłuszeństwo i tylko posłuszeństwo. Mamy tu takie zwroty, które dość wyraźnie wskazują na istotę problemu pogarszania sięsłuchu: dotknięci tym ludzie nie chcą się wsłuchiwać w siebie, nie chcą dawać posłuchu wewnętrznemu głosowi, zamykają się w sobie, nie znoszą krytyki, nie chcą okazywać posłuszeństwa w obliczu Boskiego Prawa. Po prostu puszczają mimo uszu to, czego wolą nie słyszeć, tego, co im nie odpowiada, tego, co im niewygodne. Często cechuje takich ludzi skłonność do wysokiego mniemania o sobie i konserwatyzm w sferze poglądów.
Niewykluczone jednak, że niedosłyszenie takie w pewnej mierze jest sposobem ochrony wewnętrznej wrażliwości w obliczu panującego dziś, nadmiernego hałasu.
Bóle głowy świadczą o tym, że ktoś łamie sobie nad czymś głowę. Komus innemu ktoś coś haka do głowy. Ten i ów działa bez głowy. Komuś ktoś zawraca w głowie. Człowiek cierpiący na ból głowy jest często bardzo ambitny i próbuje przebić głową mur. Może się też zdarzyć, że komuś uderzy woda sodowa do głowy. Kto przeciąża głowę albo pracuje ponad miarę, ten traci równowagę (między sercem i głową). Ból głowy wskazuje na to, że myślenie danej osoby jest niewłaściwe, skoro łamie ona sobie głowę czymś, co nie ma żadnego znaczenia; skoro chce się ze wszystkich stron zabezpieczyć, skoro wciąż coś rozważa – tak długo, aż rozsadza jej to czaszkę.
A oto inne zwroty zaczerpnięte z języka ludowego, w których pojawiają się nasze narządy:
coś leży na wątrobie, plujemy żółcią, a wtedy trzeba by się nauczyć tłumienia własnej agresji, kto zaś jest bez serca, ten szkodzi temu właśnie narządowi.
Nasuwają się tu kolejne pytania:
- czy zawsze słuchamy głosu serca? - jakie znaczenie mają w naszym życiu uczucia?
Powinniśmy też być świadomi tego, że gdy czyjeś zachowanie działa nam na nerwy - odbija się to na naszym układzie nerwowym. Człowiek, który cierpi na choroby skóry, mógłby się zastanowi, kto zalazł mu za skórę.
Człowiek przeziębiony ma wszystkiego (a szczególnie tego zimnego świata po dziurki w nosie. Przez żołądek można trafić do czyjegoś serca, co może doprowadzić do chorób żołądka? Gdy ktoś robi w portki ze strachu, widać, że to jelita są katalizatorami lęków. Przeważnie chodzi tu o pieniądze. Może się ich spodziewać ktoś, kto wdepnął… w g.
Zaparcia natomiast świadczą o niechęci pozbywania się czegokolwiek i o tym, że ktoś nie chce niczego z siebie dać, nie chce niczego wypuszczać, bo jest po prostu skąpy.
Człowiek, który innemu wchodzi w tyłek, zostawia swój kręgosłup (nie tylko moralny) w szatni; chodzi mu to, żeby dalej niż inni zajść w życiu (doczesnym ma się rozumieć). Taki człowiek ukrywa swoją prawdziwą osobowość i woli nie pokazywać w tym świecie, na co go stać. Itd., itp
Dusza transmituje sygnały, tworzy obrazy i komunikaty, które wysyła w postaci tak zwanych chorób, a sygnałami i komunikatami przesyłanymi nam przez życie są wypadki. Apelują one do nas, gdy zbaczamy z właściwej, czyli z wewnętrznej drogi. Wówczas tracimy panowanie nad kierownicą, wypadamy z trasy, wpadamy w poślizg, kogoś potrącamy albo lądujemy w rowie. Złamanie kości jest odpowiednikiem załamania, powodującego przerwanie tego, co robiliśmy, jak postępowaliśmy do tej pory. Choroba zawsze zmusza nas do szczerości i wydobywa na jaw wszystko to, co chętnie wyparlibyśmy z naszej świadomości. Jeżeli takie podejście do zjawiska zwanego chorobą zainteresowo Czytelników, to polecam - jako wartościową lektu – książki autorstwa wspaniałego psychoterapeuty, doktora Thorwalda Dethlefsena, doktora Rüdigera Dahlke, doktora Manfreda Doeppa i/lub Louise Hay.
Istnieją jednak także choroby zależne od karmy. Zanim dochodzi do inkarnacji, projektujemy, na ogół zarazem z tymi pozytywnymi duchami, członkami naszych kosmicznych rodzin, którzy nam towarzyszą – z tak zwanymi aniołami stróżami wzorzec naszego życia. Wzorzec ten mieści w sobie choroby wrodzone, jak i te, które pojawią sięźniej po to, by nas skierować na właściwą dro, by aby użyć tu religijnego pojęcia, pomóc nam nawrócić się, gdy oddalamy się od wzorca naszego życia.
Ponadto istnieją i takie choroby, które określa się jako zależne od karmy. Oznacza to, iż w jednej z wcześniejszych inkarnacji np. torturowaliśmy kogoś, może kogoś dręczyliśmy tygodniami kapiąc mu po jednej kropli wody na głowę i dlatego w obecnym życiu cierpimy z powodu migreny, by móc odczuć, jaką krzywdę wyrządziliśmy bliźniemu.
Albo mogliśmy pozbawić wroga oczu, porazić go ślepotą i z tej przyczyny wróciliśmy na ten świat ślepi lub tracimy wzrok w wypadku. Coś takiego mogło się zdarzyć. Może się jednak okazać, że w przypadku choroby zależnej od karmy powrót do zdrowia nie będzie możliwy, ponieważ wcielona dusza chce zrekompensować szkodę, którą wyrządziła komuś w przeszłości. Wyobraźmy to sobie: w gazecie czytamy o bestialskim morderstwie popełnionym przez mężczyznę, który wykorzystał seksualnie kilkoro dzieci, po czym młotkiem rozbił im głowy. Czy czujemy współczucie dla sprawcy? Czy budzi się w nas miłosierdzie? Czy też życzymy sprawcy wszystkiego najgorszego? „Takiemu to należy”… Czyż nie życzymy mu kary?
Przyjmijmy, że tamten człowiek za kilka lat ginie w wypadku drogowym. W takim stanie świadomości nie może zostać przyciągnięty przez sfery czystego ducha, czystej kosmicznej świadomości i rodzi się ponownie w świecie materii – na Ziemi. Dzieciątko które przyszło na świat od chwili narodzin ma zniekształconą twarz i… nie widzi na jedno oko.
Wyobraźcie sobie teraz, że jesteście lekarzami, albo terapeutami, do których żyjąca w niewiedzy matka przyprowadza to biedne dziecko, a w rzeczywistości… brutalnego gwałciciela i dzieciobójcę. Ty jako lekarz, a zarazem człowiek o zdolnościach medialnych, jasnowidzący widzisz z kim masz do czynienia.
- Co przychodzi ci do głowy w takiej sytuacji?
- Czy to Bóg ukarał duszę?
- Czy to życie skazało człowieka na życie z taka skazą?
- Czy to błąd w naturze takie zniekształcenie twarzy?
- Czy jest to sprawiedliwe?
- A gdzie Boskie miłosierdzie?
 To matrix. Życie doczesne
jest osobistą matrycą, która zaprogramowana uprzednio doczekuje się realizacji.
oPowyższy przykład jest przykładem wymyślonym i nie należy pochopnie wyciąga wniosku, że każdy niepełnosprawny był przeszłości brutalnym mordercą. Może zdarzyć się też tak, że ów dzieciobójca ma w nowym wcieleniu rodzinę troje prześlicznych dzieci, które jednak pewnego dnia zostaną zamordowane przez pedofila-mordercę, a ich ziemski ojciec odczuje w swoim sercu to, co posiał, to, co czuli rodzice dzieci zamordowanych przez niego w przeszłości.
Wstrzymujmy się przed wyciąganiem pochopnych wniosków. Niepełnosprawność albo zniekształcenie twarzy nie musi od razu oznaczać, że dana osoba jest czy też była (we wcześniejszym życiu) złym człowiekiem.
Realność takich przypadków jest jednak potwierdzona nie tylko przez jasnowidzące media, potwierdzi ją każdy hipnoterapeuta prowadzący t.zw. regresje hipnotyczne. Takie tragedie często wychodzą na jaw właśnie podczas seansów albo w trakcie terapii, co jest zgodne z powszechnie znanym prawem przyczyny i skutku: Co posiejesz, to pozbierasz.
Przedstawiony tu sposób patrzenia na sprawiedliwość życiową pozwala zrozumie, że zjawisko zwane chorobą straciłoby sens, gdyby można je wyeliminować nie bacząc na przyczyny. Prawdziwe uzdrowienie (nie zaleczenie) jest możliwe tylko wtedy, gdy rozumiemy chorobę jako swoisty komunikat niesiony przez tak zwane symptomy i gdy pacjent stara się – na ile to możliwe - rozwiązać dany konflikt, zadość uczynić, wybaczyć(sobie lub bliźniemu), poprosić o wybaczenie, naprawić to, co jeszcze naprawić można i nie popełniać j więcej uczynków, które powodują choro i kalectwo. „Idź i nie grzesz już więcej”.

Czy nie brzmi to przekonująco i sprawiedliwie?